Dzieci (i współpracownicy) doceniają rzetelne dane i informacje – czyli jak zastosowałam metodę 3G w swoim domu
Było to kilka lat temu. Mój syn, wówczas jedenastolatek, narzekał, że jest przeładowany nauką, nie ma czasu na zabawę, wyjście z kolegami na boisko, gry komputerowe… Fakt, system edukacyjny funkcjonujący w naszym kraju nie należy do najlepszych, marnotrawi czas zarówno nauczycieli, jak i dzieci oraz rodziców. Nie możemy jednak całego zła tego świata zrzucać na wadliwy mechanizm edukowania naszych dzieci. Podążając za słowami „jeżeli chcesz zmienić świat, rozpocznij od siebie” postanowiłam udowodnić mojemu dziecku, że problem nie leży tylko po stronie szkoły... jak wiemy „każdy kij ma dwa końce”… mnogość obowiązków to jedno, marnotrawienie czasu zaś, to zupełnie coś innego.
Aby nie być kolejną osobą z opinią, jak mawiał Deming, sięgnęłam po fakty, po rzetelne dane, korzystając z dobrodziejstw metody 3G (Gemba, Genbutsu, Genjitsu). Udałam się więc do miejsca wykonywania właściwej pracy (czyli pokoju syna, gdzie przez kilka godzin dziennie „teoretycznie” odrabia lekcje i uczy się), aby zebrać rzeczywiste dane (zaobserwować jak przebiega strumień wartości edukowania się mojego dziecka, i zmierzyć czas realizacji poszczególnych działań). Zdecydowałam się na obserwację, by nie opierać się wyłącznie na opiniach, przypuszczeniach, czy też moich własnych schematach rozumowania.
Jak powszechnie wiadomo, jeżeli obserwowana osoba jest świadoma bycia obserwowaną, swoją pracę wykonuje zgodnie z przyjętymi standardami. Jako miejsce obserwacji wybrałam więc sąsiednie pomieszczenie, jednocześnie zostawiając otwarte drzwi do pokoju syna. Wygodnie się rozsiadłam i zaczęłam obserwować jego poczynania po powrocie ze szkoły: od chwili kiedy zasiadł do odrabiania zadania domowego i nauki, do czasu zakończenia tego procesu. Skrzętnie notowałam każdą wykonywaną przez niego czynność, wraz z czasem jej realizacji. Po zakończeniu obserwacji zakreśliłam na kartce wszystkie czynności (wraz z czasami), które odnosiły się do szukania czegokolwiek: linijki, książki, zeszytu, informacji… Innym kolorem zaznaczyłam wszelkie czynności zbędne, w tym na przykład przeglądanie telefonu, grzebanie w pudłach z zabawkami, przeglądanie kart z piłkarzami… by móc wskazać ile dystraktorów towarzyszyło realizowanemu przez niego procesowi „ogarniania” spraw szkolnych po powrocie do domu. Okazało się, że: szukał rzeczy dodających wartości jego pracy przez około pół godziny, a na zajmowanie się rozpraszaczami zmarnował ponad godzinę. Cały proces trwał prawie 3 godziny. Mógł więc zakończyć go o połowę krócej. Te półtorej godziny które zmarnował, to był ten czas kiedy mógł wyjść z kolegami na boisko, lub pograć na komputerze (czego nie pochwalam, ale w granicach rozsądku przyzwalam na to). Sam przeliczył ile czasu w roku marnuje bezpowrotnie na szukanie rzeczy w bałaganie, i wprowadził pięć zasad zarządzania stanowiskiem pracy w swoim pokoju. 😊 Oczywiście nie mam tutaj na myśli pełnej standaryzacji, a rozsądne podejście do porządku, wyznaczania miejsc przechowywania rzeczy, oraz odkładania ich na przeznaczone do tego miejsce. Pamiętajmy o zdrowym rozsądku, właśnie zdrowego rozsądku często najbardziej brakuje nam przy wdrażaniu zasad 5S w organizacjach, co skutkuje tym, że pracownicy uważają finalnie cały system za bezsensowny. Skoro jest bezsensowny, po co więc przestrzegać zasad… itd. Tam, gdzie nie ma poczucia sensu, nie ma trwałych efektów.
Kolejny raz przekonałam się więc o tym, że podejmowanie decyzji, definiowanie problemów, proponowanie rozwiązań, bazując na rzeczywistych, zaobserwowanych przez siebie danych skutkuje zrozumieniem. Nie musiałam prosić, podnosić głosu, czy też odwoływać się do poczucia winy syna, sam zrozumiał w czym tkwi jego problem. I to właśnie rzetelnie zebrane dane pozwalają na wyciąganie trafnych i mądrych wniosków, oraz na identyfikowanie wszechobecnego w naszym życiu marnotrawstwa. Dotyczy to nie tylko naszej pracy zawodowej, ale i życia prywatnego. A dzieci są mądre, i potrafią nas zrozumieć niezależnie od ich wieku, czy złożoności problemu. Starajmy się więc traktować je jak partnerów, dostarczając im sumiennie zebranych danych, faktów, informacji, przekazując wiedzę… a nie tylko nasze opinie, przypuszczenia, często nieprawdziwe… bo opinia to tylko przekonanie o czymś, pogląd na jakąś sprawę, to sposób, w jaki oceniamy się wzajemnie.